• Home
  • Opinie
  • Stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych, jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskich partii politycznych
Opinie

Stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych, jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskich partii politycznych

Nie bójcie się Państwo, nie będę się znęcał nad naszą przegraną drużyną piłkarską?. Nawiązując za to do futbolowego tematu oraz niegdysiejszej wypowiedzi znanego polityka (wtedy opozycyjnego, dzisiaj z obozu władzy), którą sparafrazowałem w tytule, chciałbym się z Wami podzielić trzema wnioskami.

Pierwszy wniosek: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Alberto Moravia mawiał: „Ten, który nigdy nie zmienia swoich poglądów, przeważnie takich nie posiada”. To wersja optymistyczna. Można zmieniać poglądy np. pod wpływem nowych danych, nieznanych faktów, itp. Niestety obecny sposób uprawiania polityki sprowadza się do totalnego negowania drugiej strony, bez względu na racjonalność takiego zachowania. Wiarygodnością, czyli zachowaniem twarzy – kiedyś podstawą szacunku i zaufania – dzisiaj nikt się nie przejmuje. Swoi wybaczą, tamci nie zrozumieją. Takie czasy…

Drugi wniosek dotyczy starej zasady: zanim coś powiesz – pomyśl, jak już powiedziałeś – napisz, a jak napisałeś – to się nie dziw.
W dobie rozwoju technologicznego nic w przyrodzie nie ginie. Wszystkie słowa i czyny zostaną udokumentowane. I zawsze ktoś może wyciągnąć smakowity cytat z czeluści historii (np. doktor Google). Ale czym się przejmować? Wiarygodnością przecież dziś nie przejmuje się nikt.

Trzeci wniosek: bez względu na ocenę autora tych słów, coś jest na rzeczy.

Polityka to gra zespołowa, bez wątpienia. Taki jest sens istnienia partii: realizacja celów poprzez zdobycie władzy, a w demokracji dodatkowo rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości.
Tyle teoria. Ale co to ma wspólnego z piłką nożną? Okazuje się, że sporo.
Przeczytałem ostatnio na Facebooku wpis, którego fragment pozwolę sobie zacytować:
„Jestem kibicem Wisełki, ale z hymnu Cracovii Maleńczuka fragment „Kochałem Cię w okręgówce i w pierwszej lidze też” polecam szczególnej uwadze. Może (jakakolwiek partia – przypis mój – WL) nie jest teraz w czołówce tabeli pierwszej ligi, ale to jest firma, szyld, na który pracowało ponad 15 lat wielu wspaniałych ludzi. Może trzeba, jak w klubie piłkarskim, wzmocnić sztab trenerski, może zmienić styl gry i sięgnąć po nowych zawodników, ale barw klubowych nie wolno zmieniać pod żadnym pozorem – to byłaby zwyczajna zdrada! Ponadto prawdziwy kibic i patriota klubu nigdy się na niego nie obraża. Obrażają się i ubliżają sobie tylko mali ludzie.”
Do tego cytatu można jeszcze dodać tradycyjne „Polacy, nic się nie stało” oraz „Już za cztery lata będziemy mistrzami świata”, itp.

Otóż oba te stwierdzenia to czysta sofistyka, czyli wyciąganie fałszywych wniosków na podstawie prawidłowych tez. Zupełne pomieszanie pojęć ze względu na osobisty interes. Marzenia o mistrzostwie pozostaną, głównie w sercach i głowach kibiców. Czy zmieni się coś w systemie selekcji i mentalności zawodników? Nadzieja umiera ostatnia. Będziemy wierzyć!

Kolejne przegrane mistrzostwa post factum pokazują, jak bardzo napompowany był balon oczekiwań. Dla samych zawodników to pewnie przykra sprawa, ale jakoś to przeżyją: swoje zarobili, kontrakty reklamowe skasowali, za jakiś czas sprawa przycichnie i znowu będą potrzebni. Rozczarowani kibice to też przykra sprawa, ale jakieś straty muszą być.
Podobnie jest w partiach politycznych. Najwięcej o wierności klubowi krzyczą przeciętni gracze okupujący biurka w swoich klimatyzowanych gabinetach, którzy zawsze w okresie przedwyborczym stają się bezpartyjnymi fachowcami. Pożytek z nich średni ale szum informacyjny duży. W kampaniach wyborczych i tak największą robotę wykonują bezimienni ideowcy. Bo przecież trzeba bronić barw klubowych i pomóc zagubionym trenerom i rozkojarzonym zawodnikom swojej drużyny.
W partii, jak w piłce nożnej, każdą porażkę można usprawiedliwić przyczynami zewnętrznymi, brakiem dyspozycji dnia, telefonem od znajomych godzinę przed ważnym wydarzeniem, wszechobecnym „lepiej się nie wychylać”, itp. Po co wyciągać konsekwencje po ogłoszeniu wyników, skoro i tak w tym marazmie jesteśmy najlepsi? Po co wpuszczać świeżą krew, skoro na pewno będzie gorsza od naszej, błękitnej? A wszystko to podlane sosem wyższej konieczności dziejowej i lojalności. Wszystkie ręce na pokład. Tym razem na pewno się uda.
Czasami, po kolejnej klęsce, wychodzi na to, że są podziały w drużynie, że nie wszyscy tak samo pracują, że za dużo jest „indywidualności” w stosunku do „robotników”, ale przecież „gwiazdy” mają swoje prawa (przeważnie finansowe, prestiżowe, wyższe miejsce na liście wyborczej). Okazuje się, że trener nie ma koncepcji gry, wpada w panikę w sytuacji kryzysowej, niezrozumiale rotuje składem albo dokonuje zmian, które jeszcze bardziej osłabiają drużynę. Nieważne. Wierny kibic (wyborca) w imię fałszywie rozumianej lojalności ma to wszystko wybaczyć. Zapomnieć, że za tą pozorowaną grę przeciętni kopacze kasują nieprzeciętne wynagrodzenia. Wszak dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają.

Jest tylko jedna zasadnicza różnica pomiędzy sportem a polityką. Sport wyczynowy, ze względu na przeciążenia, jest ograniczony wiekowo. W polityce natomiast, niektórzy najchętniej wprowadziliby dożywotnio sprawowane funkcje – i najlepiej dziedziczne, bo takie geny grzech marnować?. Doświadczenie życiowe to bezcenny kapitał, który powinien służyć poprawie taktyki gry i szkoleniu następców. Tak postępują odpowiedzialni i wierni klubowi gracze. Ale są też tacy, którzy zamiast zamienić boisko na lożę VIP, odcinają kupony od dawnych chwalebnych chwili i może nieświadomie osłabiają drużynę.

W sportach drużynowych, w zespołach, grupach zawsze przychodzą gorsze chwile, które trzeba przetrwać. Raz wystarczy zmiana zawodników na niektórych pozycjach, czasami trzeba mozolnie budować drużynę od nowa, a kiedy indziej wystarcza wymiana sztabu trenerskiego lub trenera. Jeżeli jest autentyczna chęć odbudowania drużyny i gra się o mistrzostwo – nie wystarczą pozorowane ruchy. Nawet najwierniejsi kibice odwracają się, jeżeli widzą fałsz albo kiedy o zmianach mówi się od lat. I tylko mówi.

„Wspólna Małopolska” nie jest zagrożeniem dla pierwszoligowych drużyn grających w ekstraklasie. Chce grać w swojej lidze, dla swoich kibiców. I niekoniecznie potrzebuje sparingów z drużynami wyższych lig – choćby dlatego, żeby zaoszczędzić sobie podpatrywania wyuczonych fauli i nabierać złych nawyków. Ale ma prawo grać w pucharach i sprawić niespodziankę.

Łączy nas Małopolska.
Pozdrawiam serdecznie,
Witold Latusek

Related posts

Sondaże: czytanie między wierszami.

Witold Latusek

Instytucje nie zastąpią realnych działań.

Małgorzata Gromala

KIM JESTEŚMY? PARĘ SŁÓW O „WSPÓLNEJ MAŁOPOLSCE”

Redaktor